i nadziejach.
Dostałam serwetunię, taką śliczną, że muszę się pochwalić.
Nie wiem jakiej lupy i szydełka używał ktoś, kto ją robił, ale
chylę czoła!
Po prostu "jubilerska" robota.
No i dostałam też kanie, cztery.
Były pyszne.
Smażyłam tradycyjnie w panierce, ale jakby ktoś chciał
coś bardziej wykwintnego, to przepis poniżej, zaczerpnięty
z książki "Dom dzienny, dom nocny".
"Tort z muchomora czerwonego
wg Olgi Tokarczuk
3 dojrzałe, barwne kapelusze muchomora
2 i pół szklanki cukru pudru
5 żółtek
kostka masła
cytryna
dwie łyżki rumu
Kapelusze skropić rumem. Utrzeć żółtka z dwiema szklankami cukru pudru
i masłem. Dodać drobno posiekaną skórkę z cytryny. Przekładać kapelusze masą.
Czerwony, kropkowany wierzch tortu oblać lukrem zrobionym z reszty cukru pudru
i soku cytrynowego.
Jeść powoli. Czekać."
***
Ja już czekam:) z nadzieją, że to jednak były kanie.
Udanego sezonu grzybowego i nie tylko!!!
Rzeczywiście jubilerska robota !!!
OdpowiedzUsuńKani u nas dużo , ale ja ich nie lubię :(
Piękna tą serwetunie dostałaś :)
OdpowiedzUsuńAle ładniutka!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Przepiękna, faktycznie. Ojej, jak ja lubię kanie. Boczniaki mi trochę je przypominają. Ale mi narobiłaś smaka:)
OdpowiedzUsuńPiękna i subtelna :). A co do grzybków to ja najbardziej lubię w postaci zupy (najlepiej z kaszą gryczaną), jako marynatę oraz z kapustą :D. Pozdrawiam :).
OdpowiedzUsuńJa również chylę czoła! Majstersztyk ;)
OdpowiedzUsuń